CoĹ dla duszy
AVATAR - przybyĹam, zobaczyĹam, oniemiaĹam
Autor: Ewa Inn, data dodania: 19-02-2010Jeszcze wczoraj sÄ dziĹam, Ĺźe Ĺwiatowe kino niczym mnie juĹź nie zaskoczy. DziĹ, po wyjĹciu z sali kinowej, miaĹam ochotÄ krzyczeÄ w zachwycie: "chapeau bas!". Od tej pory bÄdÄ dzieliÄ filmy na: kiepskie, dobre, Ĺwietne i... Avatar.
Gdy w telewizji pojawiĹ siÄ zwiastun filmu, nie przyglÄ dajÄ c siÄ mu zbytnio, pomyĹlaĹam: „E tam, kolejne bzdury nafaszerowane efektami specjalnymi. ChĹopcy biegajÄ z wypasionÄ broniÄ po dĹźungli, goniÄ c jakiegoĹ stwora. A moĹźe uciekajÄ c przed nim? Ot, nastÄpny predator, tym razem skrzyĹźowany ze Smurfem.”.
Jednak ciekawoĹÄ zwyciÄĹźyĹa i niedawno postanowiĹam osobiĹcie sprawdziÄ, z czego wynika wciÄ Ĺź rosnÄ ca popularnoĹÄ filmu, który zostaĹ uznany za najbardziej dochodowy w historii kina. Mimo, Ĺźe „Avatar” wyĹwietlany jest juĹź wiele tygodni, to o wolne miejsca w kinie wciÄ Ĺź trudno. Nie wybrzydzaĹam wiÄc zbytnio rezerwujÄ c bilet, w przeciwnym razie musiaĹabym czekaÄ na dobre miejsce chyba do Wielkanocy. I w koĹcu doczekaĹam siÄ - zasiadĹam w trzecim rzÄdzie sali, zaopatrzona w kubeĹ przesolonego popcornu i okulary 3D.
I zaczÄĹo siÄ!
Film od samego poczÄ tku zachwyciĹ mnie. Trójwymiarowy obraz robiĹ piorunujÄ ce wraĹźenie. BrakowaĹo mi czasu na to, by przyjrzeÄ siÄ wszystkiemu, co dzieje siÄ na ekranie. PorywajÄ ca akcja, niesamowite postacie, zachwycajÄ ce krajobrazy, dziesiÄ tki detali dopracowanych do perfekcji, a na dodatek tekst, który teĹź naleĹźaĹo przecieĹź czytaÄ. Och, jak bardzo brakowaĹo mi pilota, dziÄki któremu mogĹabym dowoli oglÄ daÄ danÄ scenÄ, sycÄ c siÄ jej doskonaĹoĹciÄ !
ChciaĹam tam byÄ
CzegoĹ takiego, jak dĹugo ĹźyjÄ, jeszcze nie doĹwiadczyĹam. ĹledzÄ c losy gĹównego bohatera, zaczÄĹam utoĹźsamiaÄ siÄ z caĹym tym dziwnym Ĺwiatem, który i jego zadziwiaĹ. Wraz z nim poznawaĹam dzikÄ planetÄ PandorÄ, uczyĹam siÄ jak na niej przetrwaÄ, zachwycaĹam siÄ jej piÄknem i wyjÄ tkowoĹciÄ , aĹź w koĹcu poznaĹam niesamowitych humanoidalnych mieszkaĹców Pandory - Na'avi. Nie mogĹam siÄ na nich napatrzeÄ! Bardzo szybko przestaĹam zastanawiaÄ siÄ, ile w tych postaciach jest z aktorów a ile czarów komputerowych. WidziaĹam w nich juĹź tylko Ĺźywe, prawdziwe istoty, czujÄ ce, myĹlÄ ce, wraĹźliwe, mÄ dre... fascynujÄ ce! I tak jak bohater filmu, Jake, pokochaĹam to plemiÄ i PandorÄ z wszystkimi jej tajemnicami i cudami, raz uroniwszy nawet ĹzÄ wzruszenia pod trójwymiarowymi okularami.
MoĹźe ten film zrobiĹ na mnie takie wraĹźenie, bo i ja chciaĹabym znaleĹşÄ siÄ w Ĺwiecie, gdzie wszystko ma swój Ĺad, podporzÄ dkowane jest naturze, kierowane jest odwiecznymi, niezĹomnymi zasadami? MoĹźe zmÄczona pÄdem i bezdusznoĹciÄ wymuszanymi na nas przez wspóĹczesnÄ cywilizacjÄ, chciaĹabym przenieĹÄ siÄ na zielonÄ PandorÄ i ĹźyÄ wĹród wymagajÄ cych a jednoczeĹnie dobrodusznych Na’avi?
I nadszedĹ zĹy czĹowiek
My, ludzie - istoty cywilizowane, odziani, syci, zaprzyjaĹşnieni z technologiÄ , obwieszeni gadĹźetami, kochajÄ cy szelest banknotów i wĹadzÄ. WĹaĹnie – wĹadza i pieniÄ dze, to czÄsto staje siÄ motorem nikczemnych dziaĹaĹ czĹowieka. CzĹowieka chciwego, bezwzglÄdnego, zaborczego, który jest w stanie zniszczyÄ wszystko, co przeszkadza w zdobyciu celu. Za wszelkÄ cenÄ, po trupach. Kolonizacja, okupacja, wojna, zagĹada – cel uĹwiÄca Ĺrodki. Byle zagarnÄ Ä wszystko i rzÄ dziÄ wszystkim, nawet jeĹli to nie jego.
Taki teĹź jest czĹowiek w „Avatarze” – chce poĹoĹźyÄ swoje pazerne Ĺapsko na Pandorze i jej bogactwach, nie przebierajÄ c w Ĺrodkach. W swoim zaĹlepieniu nie zauwaĹźa tego, co w Pandorze piÄkne, wartoĹciowe, wyjÄ tkowe. Nie dba o istoty, które tam ĹźyjÄ . Nie zna ich, a to co obce i inne od niego, wzbudza w nim lÄk i pogardÄ. I gdy obserwuje siÄ cywilizowanego czĹowieka walczÄ cego z pozornie dzikim Na’avi, nie sposób uciec od wniosku, Ĺźe nasz gatunek, zachĹysnÄ wszy siÄ wĹadzÄ , upodliĹ siÄ i zdegenerowaĹ do szpiku koĹci.
Avataromania
MuszÄ zweryfikowaÄ swoje pierwotne stanowisko co do tego filmu – owszem, jest naszpikowany efektami specjalnymi i tu siÄ nie myliĹam. Jednak zdecydowanie nie jest taki jak wszystkie inne kinowe przeboje z gatunku s-f. StaĹam siÄ gorÄ cÄ fankÄ „Avatara” i nie dbam o opiniÄ innych, ĹÄ cznie z krytykami filmowymi, którzy rozbierajÄ c film na czÄĹci pierwsze, dogĹÄbnie analizujÄ wszystkie jego aspekty. Krytyka krytykÄ , a w kinach jak byĹy tĹumy, tak sÄ nadal. I chyba widzowie nie sÄ zawiedzeni, skoro sÄ wĹród nich i tacy, którzy obejrzeli ten film juĹź kilka razy. Wstyd siÄ przyznaÄ czy nie, ale ja do nich teĹź naleĹźÄ –zamierzam ponownie wybraÄ siÄ na ten film, Ĺźeby odkrywaÄ go na nowo. I wcale nie jestem pewna czy to bÄdzie mój ostatni raz...