CoĹ dla duszy
PrzyjÄ Ä z godnoĹciÄ koniec Ĺwiata
Autor: Ewa Inn, data dodania: 19-12-2012ChciaĹabym, aby starach przed nieznanym i Ĺźal, Ĺźe niechybnie zakoĹczÄ swój Ĺźywot na okolicznoĹÄ koĹca Ĺwiata, zostaĹ mi zrekompensowany moĹźliwoĹciÄ przeĹźycia ostatnich chwil w sposób wyjÄ tkowy, dotychczas niemoĹźliwy, nierealny, nieosiÄ galny.
Nie wiem jaki jest pisany koniec mieszkaĹcom zielonej planety. Atak obcej cywilizacji? Uderzenie asteroidy? AktywnoĹÄ SĹoĹca? Przebiegunowanie? GwaĹtowne ocieplenie klimatu? Erupcja wulkanów? Pandemia chorób zakaĹşnych? Wojna nuklearna? KaĹźdy scenariusz jest dla nas kiepski i bez wÄ tpienia tragiczny.
KaĹźdemu Ĺwiat kiedyĹ siÄ koĹczy
Z drugiej jednak strony nie ma co rozdzieraÄ szat – i tak kaĹźdy z nas kiedyĹ umrze. Daj BoĹźe, Ĺźeby udaĹo siÄ wyzionÄ Ä ducha w ĹóĹźku, we Ĺnie, po wczeĹniejszym dĹugim Ĺźyciu w zdrowiu, szczÄĹciu i dostatku. Tylko Ĺźe Ĺźycie to nie koncert ĹźyczeĹ i najczÄĹciej umiera siÄ w zĹym momencie i w sposób kosmicznie daleki od naszych nadziei o „przyjemnej” Ĺmierci.
Czemu wiÄc mam baÄ siÄ globalnej katastrofy, która pozbawi mnie Ĺźycia? Czemu mam siÄ baÄ tego bardziej niĹź „klasycznej” Ĺmierci? Czy mniej tragiczne wydaje siÄ to, Ĺźe przewrócÄ siÄ niefortunnie na oblodzonym chodniku ze skutkiem Ĺmiertelnym, Ĺźe zaatakuje mnie nieuleczalny nowotwór, Ĺźe pÄknie nie wykryty wczeĹniej tÄtniak w mózgu, Ĺźe trafi mnie szlag w chwili wzburzenia lub zĹapie paraliĹźujÄ cy skurcz Ĺydki na Ĺrodku gĹÄbokiego jeziora? ĹmierÄ to ĹmierÄ i doprawdy nie ma dla mnie znaczenia czy umrÄ sama czy wraz z kilkoma miliardami innych nieszczÄĹników.
A jeĹli jednak koniec Ĺwiata
ZakĹadajÄ c jednak, Ĺźe koniec Ĺwiata bÄdzie pierwszy, to chciaĹabym, aby ten moment okazaĹ siÄ podniosĹy, magiczny i przeĹźyty godnie. Sam fakt poĹźegnania z ziemskim padoĹem jest juĹź tragiczny, niech wiÄc nie jest przynajmniej upadlajÄ cy dla czĹowieka. Nie chciaĹabym, abyĹmy musieli desperacko walczyÄ o jedzenie, aby ostatecznie i tak umrzeÄ z gĹodu lub pragnienia. Nie chciaĹabym umieraÄ w mÄczarniach z powodu choroby popromiennej. Nie chciaĹabym po gigantycznym tsunami, które zalaĹo wszystko jak okiem siÄgnÄ Ä, dryfowaÄ na starych drzwiach, póki nie zginÄ z wycieĹczenia. Nie chciaĹabym wiele dni beznadziejnie walczyÄ o Ĺźycie pod gruzami domu lub dusiÄ siÄ dĹugo i skutecznie wulkanicznym pyĹem.
Makabryczne scenariusze, prawda? Jest ich wszÄdzie peĹno. Ludzie od zawsze roztaczali róĹźne wizje. Prorocy, mÄdrcy, naukowcy, duchowni, szaleĹcy, artyĹci, pisarze i twórcy filmowi.
Melancholia
Czasem, gdy myĹlÄ o koĹcu Ĺwiata, przypomina mi siÄ ubiegĹoroczny film „Melancholia”. Nie wydaĹ mi siÄ wyjÄ tkowo wybitnym dzieĹem, choÄ pewnie mylÄ siÄ, skoro zostaĹ uznany przez EuropejskÄ AkademiÄ FilmowÄ za najlepszy europejski film 2011 roku. PoĹowa filmu byĹa doĹÄ drÄtwa i dziwna a rozterki bohaterów nuĹźÄ ce. Jednak pojawiĹ siÄ równieĹź wÄ tek zbliĹźajÄ cej siÄ do Ziemi planety, której do tej pory udawaĹo siÄ ukrywaÄ przez miliony lat za SĹoĹcem a teraz zbliĹźa siÄ do nas. PoczÄ tkowo fascynujÄ ce zjawisko astronomiczne obserwowane przez Ziemian, z upĹywem czasu okazaĹo siÄ dla nich wyrokiem Ĺmierci.
Film wspaniale oddaĹ emocje zwiÄ zane z oczekiwaniem na nieznane, a ostatecznie z nadchodzÄ cÄ nieuchronnÄ zagĹadÄ . To nie jest klasyczny film katastroficzny, w którym Ĺwiat dopada kataklizm, ludzie walczÄ o przetrwanie, tĹumy w panice tratujÄ siÄ i padajÄ jak muchy, aĹź w koĹcu zawsze jakiĹ amerykaĹski (a jakĹźe!) ĹmiaĹek ratuje ZiemiÄ przed jej marnym koĹcem. „Melancholia” to nie naszpikowany efektami specjalnymi komercyjny gniot z przewidywalnym finaĹem, wypruty z prawdziwych emocji lecz kameralny obraz ukazujÄ cy tragediÄ czterech osób, których dramat jest namacalny, realny, wiarygodny, spersonifikowany, a od koĹca Ĺwiata nie ma odwoĹania.
Film ten, mimo Ĺźe poczÄ tkowo mnie draĹźniĹ, dziÄki swojej magii zapadĹ jednak w mojej pamiÄci a nawet duszy. Dlaczego? Bo wĹaĹnie takiego koĹca Ĺwiata bym sobie ĹźyczyĹa, gdybym miaĹa juĹź wybieraÄ. ChciaĹabym siÄ do niego przygotowaÄ, zmierzyÄ siÄ z moimi demonami i pogodziÄ z faktami. ChciaĹabym mieÄ przy sobie bliskie mi osoby, Ĺźeby przebrnÄ Ä przez to z nimi.
Wyzwolenie
WracajÄ c pamiÄciÄ do „Melancholii”, widzÄ wspaniale zrealizowane sceny, w których moĹźna poczuÄ potÄgÄ zbliĹźajÄ cej siÄ planety, nie bÄdÄ cej juĹź jedynie odlegĹym punktem na niebie lecz gigantycznÄ , przeraĹźajÄ cÄ a jednoczeĹnie olĹniewajÄ cÄ piÄknoĹciÄ , która z zaĹoĹźenia zniszczy wszystko co Ĺźywe. PotrafiÄ sobie wyobraziÄ, co dzieje siÄ w umyĹle czĹowieka, gdy z jednej strony czuje juĹź oddech Ĺmierci, jednak z drugiej strony ma poczucie wyjÄ tkowoĹci tej chwili – bo oto doĹwiadcza czegoĹ, co nie byĹo mu do tej pory dane poznaÄ.
Ta kosmiczna pogromczyni jest zjawiskiem, którego nasz umysĹ nie jest w stanie ogarnÄ Ä. Czujemy siÄ mali, bezradni i pogodzeni z faktem, Ĺźe nie jesteĹmy pÄpkiem Ĺwiata lecz pyĹem, który za chwilÄ zostanie zdmuchniÄty. I moĹźe juĹź nawet nie gniewamy siÄ na Boga, los, przeznaczenie lecz poddajemy siÄ temu z peĹnÄ ĹwiadomoĹciÄ . Zamiast rwaÄ wĹosy, klnÄ Ä, lamentowaÄ lub leĹźeÄ w rowie w alkoholowym upojeniu, moĹźemy przyglÄ daÄ siÄ zaborczej planecie, która zbliĹźa siÄ do nas, aby za moment pochĹonÄ Ä nas bez reszty.
Takie emocje pozwoliĹyby zapewne zajÄ Ä umysĹ myĹlami innymi niĹź zwierzÄcy strach przed ĹmierciÄ , pozwoliĹyby, jakkolwiek gĹupio to zabrzmi, celebrowaÄ te chwile, unieĹÄ siÄ na wyĹźszy poziom ĹwiadomoĹci i pozwoliÄ umrzeÄ godnie – jak rozumny, Ĺwiadomy i juĹź wyzwolony od lÄku czĹowiek a nie spanikowane, przeraĹźone zwierzÄ.
A póki co…
OĹwiadczam wszem i wobec, Ĺźe koĹca Ĺwiata nie bÄdzie. Jeszcze nie teraz. Nie bÄdzie konfrontacji z obcÄ planetÄ ani innych wersji zagĹady ludzkoĹci. W zamian proponujÄ, aby 21 grudnia obejrzeÄ wyĹźej wspomniany film, ot tak, Ĺźeby oceniÄ wizjÄ Larsa von Triera i cieszyÄ siÄ, Ĺźe nasz Ĺwiat nadal istnieje. A gdy nadejdzie kolejny poranek, przywitamy z ulgÄ pierwszy dzieĹ reszty naszego Ĺźycia.