Na sportowo
BieĹźnia - gorsza siostra pleneru?
Autor: Ewa Inn, data dodania: 09-02-2012Wiosna, która niesie ze sobÄ waĹźne imprezy biegowe, zbliĹźa siÄ nieuchronnie, ale tymczasem zĹoĹliwa zima rozpanoszyĹa siÄ na dobre, przeszkadzajÄ c w przygotowaniach do wiosennego sezonu. SÄ z tej sytuacji trzy wyjĹcia: moĹźna biernie czekaÄ w zaciszu domowym na warunki bardziej przyjazne bieganiu lub teĹź, wykazujÄ c siÄ ogromnÄ determinacjÄ i hartem ducha, biegaÄ przy dwucyfrowych mrozach. MoĹźna teĹź wybraÄ trzeciÄ opcjÄ – bieĹźniÄ.
Postawa "na lenia"
CzekaĹam grzecznie na ocieplenie jeden tydzieĹ, potem drugi – zima ma swoje prawa, niech sobie wiÄc poszaleje. Ale ile moĹźna czekaÄ? Moje nogi, do licha, teĹź majÄ
swoje prawa! JeĹli nie dam im siÄ wybiegaÄ, to zbuntujÄ
siÄ i odmówiÄ
wspóĹpracy w kluczowych momentach (np. w czasie najbliĹźszego póĹmaratonu). WyĹź syberyjski nie moĹźe przecieĹź stanÄ
Ä na drodze do mojej, wciÄ
Ĺź poĹźal siÄ BoĹźe, kariery biegowej.
W "hardkorowych" warunkach
Nie ma wiÄc co siÄ rozczulaÄ nad sobÄ
i trza wziÄ
Ä byka za rogi. Ale od której strony zabraÄ siÄ za niego w taki mróz?! W co siÄ ubraÄ, Ĺźeby nie byĹo zimno, ale Ĺźeby teĹź nie za gorÄ
co? Tak, tak, znam zasady ubierania siÄ w takÄ
pogodÄ. Ale i tak, przy ich zachowaniu, czuje siÄ chyba spory dyskomfort? PewnoĹci nie mam, bo przecieĹź do tej pory nie zaliczyĹam biegu w temperaturze, w której zamarza wódka. WiÄc wciÄ
Ĺź siÄ wahaĹam czy pójĹÄ na caĹoĹÄ i zaliczyÄ ten "hardkorowy" bieg.
Dobra – pomyĹlaĹam – ubiorÄ siÄ na cebulÄ, w te wszystkie oddychajÄ
ce ciuchy, niech mi bÄdzie ciepĹo, niech siÄ nawet zlejÄ potem (nie pocÄ
siÄ tylko szachiĹci), niech mnie owieje zimny wiatr, nie pierwszy to raz i nie ostatni. Ale co z twarzÄ
? PrzecieĹź wystarczyĹo mi kilka minut spokojnego marszu do pracy, aby mieÄ wraĹźenie, Ĺźe mój nos zaraz odpadnie, a lica zmroĹźÄ
siÄ na koĹÄ, po czym, niczym tafle lodu, popÄkajÄ
i skruszone posypiÄ
siÄ z wdziÄkiem pod buty.
Jak wiÄc ochroniÄ twarz w czasie kilkukilometrowego biegu, Ĺźeby nie odmroziÄ facjaty i nie rozwaliÄ sobie przy okazji oskrzeli? Bieg w kominiarce? Po kilku minutach w okolicy ust i nosa pewnie zgromadziĹoby siÄ na tkaninie tyle Ĺniegu, Ĺźe moĹźna by ulepiÄ dorodnego baĹwana.
Dobra, niech bÄdzie, Ĺźe wymyĹlam sobie problemy, Ĺźe siÄ nie znam, Ĺźe jestem maĹo profesjonalna a nawet, Ĺźe jestem zwykĹym miÄczakiem. Faktem jest, Ĺźe odpuĹciĹam sobie bieganie w takiej temperaturze. Jednak ta moja bezczynnoĹÄ nie dawaĹa mi spokoju, zwĹaszcza, Ĺźe zima nie powiedziaĹa ponoÄ jeszcze ostatniego sĹowa.
Pierwsze koty za pĹoty
PostanowiĹam wiÄc zmierzyÄ siÄ z bieĹźniÄ . WĹród czÄĹci biegaczy nie cieszy siÄ ona zbyt pochlebnÄ opiniÄ . Jest wykorzystywana, a i owszem, ale zgodnie z zasadÄ "jak siÄ nie ma tego co siÄ lubi, to siÄ lubi to, co siÄ ma". UznaĹam wiÄc, Ĺźe i ja muszÄ polubiÄ to, co mam akurat do dyspozycji – czyli bezdusznÄ maszynÄ zamiast ukochanego, choÄ kapryĹnego pleneru.
StanÄĹam na pas biegowy, wstawiĹam szklankÄ wody w miejscu do tego przystosowanym, wsunÄĹam w uszy sĹuchawki z wielce dynamiczna muzykÄ
i gotowa na wszystko odpaliĹam bieĹźniÄ. PoszĹo! Acz w ĹźóĹwim tempie. ZwiÄkszyĹam wiÄc prÄdkoĹÄ. No, w koĹcu ze spaceru przeszĹam pĹynnie do biegu...
Zabawne to uczucie, bo do tej pory musiaĹam przebieraÄ nogami, Ĺźeby przemieszczaÄ siÄ po nawierzchni, a tutaj to nawierzchnia siÄ przemieszczaĹa, zmuszajÄ
c moje nogi do biegu. BiegĹam wiÄc i biegĹam, a tymczasem minÄĹo dopiero 10 minut. No tak, ludzie mieli racjÄ, Ĺźe na bieĹźni czas siÄ dĹuĹźy, Ĺźe nudno, Ĺźe monotonnie. A ja zaĹoĹźyĹam sobie, Ĺźe przez godzinÄ pobiegnÄ! ZwariujÄ do tego czasu, gapiÄ
c siÄ wciÄ
Ĺź w ĹcianÄ lub zamiennie na wyĹwietlacz.
Nie taka bieĹźnia straszna jak jÄ
malujÄ
I zatÄskniĹam za tym wszystkim, co zawsze mijaĹam w czasie biegu. Za drzewami, za ĹcieĹźkami, za stawem, za Ĺpiewem ptaków, za zapachami, za sĹoĹcem w dzieĹ i za chmurami, za grÄ
ĹwiatĹa, za wieczornymi latarniami cudnie wyznaczajÄ
cymi trasÄ biegu, za mijanymi biegaczami niosÄ
cymi pocieszenie, Ĺźe nie jestem jedynÄ
szurniÄta biegaczkÄ
, która zmaga siÄ ze sobÄ
bez wzglÄdu na porÄ roku i porÄ dnia.
Po jakiejĹ chwili pomyĹlaĹam jednak, Ĺźe nie jest aĹź tak Ĺşle na tej bieĹźni, bo z drugiej strony patrzÄ
c na sprawÄ, nic we mnie nie wieje, nic na mnie nie pada, mróz nie atakuje, nie muszÄ mieÄ na sobie tych wszystkich warstwowych ciuchów. Pod nogami nie ma ani kaĹuĹź, ani lodu, ani bĹota, ani Ĺliskich liĹci, ani wystajÄ
cych korzeni, a za moimi apetycznymi (dla ssaków miÄsoĹźernych) Ĺydkami nie biegnie Ĺźaden wkurzony pies, spuszczony ze smyczy przez beztroskiego wĹaĹciciela. Och, bieĹźnio moja droga, jednak ciÄ lubiÄ i przestawszy grymasiÄ, przebiegnÄ na tobie caĹÄ
godzinÄ.
BiegĹam wiÄc dalej. Czas mijaĹ a ja odkryĹam, Ĺźe juĹź mi siÄ tak strasznie nie dĹuĹźy. PomyĹlaĹam, Ĺźe czĹowiek, który siÄ lubi, nie moĹźe nudziÄ siÄ sam ze sobÄ
. Generalnie biegacze najczÄĹciej przecieĹź spÄdzajÄ
samotnie dĹugie godziny, ale ta samotnoĹÄ ich nie mÄczy i nie nudzi. Jaka wiÄc róĹźnica czy biegnie siÄ w parku czy w lesie czy wzdĹuĹź drogi czy na bieĹźni? Zawsze jest o czym pomyĹleÄ. I pewnie dlatego po jakimĹ czasie juĹź nie przeszkadzaĹa mi Ĺciana naprzeciw ani wyĹwietlacz, który monotonnie pokazywaĹ liczby.
W poĹowie dystansu uznaĹam, Ĺźe zasĹuĹźyĹam na nawodnienie. Szklanka z wodÄ
kusiĹa swojÄ
zawartoĹciÄ
, ale jak siÄ tu napiÄ, nie wybiwszy sobie zÄbów przy prÄdkoĹci 9 km/h? Cha! A to ci dylematy bieĹźniowej debiutantki. PrzygotowaĹaĹ sobie picie w szklance, paniusiu, to teraz masz problem. MusiaĹam wiÄc zahamowaÄ tego pÄdzÄ
cego rumaka, napiĹam siÄ i znów pogoniĹam bestiÄ, aby ostatecznie dobiec do mety po zaplanowanej godzinie.
"Kiszce" mówimy nie!
JuĹź mi nie straszny wyĹź syberyjski, nie straszna Ĺźadna ĹnieĹźyca, ni ulewa Ĺźadna, mogÄ
nawet Ĺźaby z nieba lecieÄ a ja i tak bÄdÄ biegaÄ, bo znalazĹam alternatywÄ dla pleneru. ChwaĹa temu, kto wymyĹliĹ bieĹźniÄ, bo mimo kilku minusów, ma jednak sporo plusów, a najwaĹźniejszy jest taki, Ĺźe pozwala szlifowaÄ formÄ, gdy za oknem "kiszka"!