Dzisiaj jest piątek, 26.04.24, imieniny: Klaudiusza, Marcelina

Coś dla duszy

Jezus Maria... ach ta Peszek!

Autor: Ewa Inn, data dodania: 27-01-2013 Jezus Maria... ach ta Peszek!

Czasami utwory z krążka, który wpadł w nasze ręce, nie od razu przypadają nam do gustu, oczarowują dopiero po jakimś czasie a my odkrywamy magię, która wcześniej była nam obca. Tak teĹź stało się w wypadku muzyki z ostatniej płyty Marii Peszek – odkrywałam ją powoli.


Nie byłam fanką tej artystki, nie interesowała mnie jej muzyka. Ot, wiedziałam, Ĺźe jest, Ĺźe tworzy, Ĺźe koncertuje, Ĺźe jest kontrowersyjna, Ĺźe ma ojca znanego, choć nie jest juĹź jedynie „córą tego Peszke” ale „tą Marią Peszke” - pewnie dlatego, Ĺźe w swojej twórczości jest wielce oryginalna i bezkompromisowa, przez co wyrobiła sobie własną markę, akceptowaną przez odbiorców muzyki lub nie, ale jednak własną.

Powrót z długiej podróĹźy

Było o niej długo cicho, teraz jest o niej głośno – powróciła z wieloma przemyśleniami, po długiej podróĹźy w głąb własnej duszy. O tym, co działo się w głowie Marii w ostatnim czasie, jak wiele trudnych chwil przeĹźyła, moĹźna dowiedzieć się z jej wypowiedzi w mediach. MoĹźna jednak nie sięgać do nich, skupiając się wyłącznie na tekstach jej najnowszej płyty o tytule wyrazistym, prowokującym, dla niektórych zachęcającym, dla innych przeciwnie.

„Jesus Maria Peszek” – niespodzianka za zakrętem

Płyta jest bardzo emocjonalna, osobista, odwaĹźna. Jest w niej protest, jest bunt, jest miłość, jest ból, jest strata, jest ekshibicjonizm, jest walka z demonami, a i rozrachunki z Bogiem się znajdą. Brzmi moĹźe ponuro, ale owe refleksje są tak wspaniale odśpiewane i ozdobione ciekawą aranĹźacją, Ĺźe po pewnym czasie nie moĹźna oderwać się od tej muzyki.

Ta płyta nauczyła mnie, Ĺźe nie powinno zamykać się na nowości muzyczne, Ĺźe warto czasem sięgnąć po coś, co zawsze wydawało nam się „nie nasze” i otworzyć się na to, dać temu szansę, bez uprzedzeń, mimo naszych odmiennych preferencji muzycznych, a czasem i niepochlebnych recenzji. Często chadzamy wydeptanymi, bezpiecznymi ścieĹźkami w naszej muzycznej podróĹźy, zapominając o tym, Ĺźe prawdziwa przygoda zaczyna się czasem za ostrym zakrętem, za którym nieznana ścieĹźka prowadzi do zupełnie nowych doznań. Pozwoliłam sobie na udany, jak się okazało, eksperyment – tylko ja i nieznana mi dotąd Maria Peszek, która przekonała mnie do siebie, zaciekawiła, porwała, sprawiła, Ĺźe do niej wracam, Ĺźe wsłuchując się kolejny raz w jej utwory, coraz mocniej współodczuwam.

Wstrzelić się we właściwy czas

Mogłabym na koniec zachęcać na siłę do wysłuchania tej płyty, przekonywać, Ĺźe warto, ale niczego nie będę narzucać. To jest taki rodzaj twórczości, którą samemu trzeba odkryć, pozwolić zarazić się nią, czasem nawet przez zaskoczenie. Czasem, Ĺźeby poczuć prawdziwie te emocje, trzeba być we właściwym momencie swojego Ĺźycia, moĹźe na rozdroĹźu, moĹźe w wielkim dole, a moĹźe akurat na szczycie. MoĹźe trzeba dojrzeć, Ĺźeby pokochać Marię Peszek? A moĹźe upaść na głowę?


separ